Ten cały wstęp nie świadczy o moim totalnym oderwaniu od rzeczywistości i nie, nie uważam, że zmiany personalne w mieszkaniu mojem są wyczekiwanym powszechnie z wielką niecierpliwością niusem, ale chciałem wprowadzić pewną drobną choć dozę kontekstu. (A poza tym uważam, że zmiany personalne w mieszkaniu mojem są ewidentnie wyczekiwanym powszechnie z wielką niecierpliwością niusem.)
Podczas jednej z takich nasiadówek, dowiedziawszy się, że znajoma Ósmego poszukuje współlokatorki do własnego mieszkania, rzuciłem niby od niechcenia, że znajoma mojego chłopaka poszukuje akurat pokoju. Kiedy już dotarł do nich sens tych słów, na twarzach większości obecnych pojawił się wyraz niepewności, połączonej z zakłopotaniem, ale już byliśmy zbyt zajęci omawianiem metrażu, czynszu i lokalizacji, by dać im chwilę na zadawanie dziwnych pytań w stylu "Ale że co?". No i... żyję jakoś. Nic się nie stało, nie ma niezręcznej atmosfery, a nawet nie trzeba było organizować wielkiej akcji coming outowej i robić z tego gigantycznej sprawy. Więc dlaczego tek ciężko i mozolnie idzie wyoutowanie się przed Szóstym na przykład? Pomyślałem sobie, że może to kwestia tego, że niemal nieznajomym łatwiej o tym powiedzieć, wspomnieć gdzieś w rozmowie jako po prostu część życia, a nie nic wielkiego. Ale tutaj pojawia się kolejny paradoks, bo nie zawsze tak przecież jest.
Od pewnego już czasu przymierzałem się do powiedzenia ekipie, z którą
od kilku lat systematycznie spotykam się w celach
nerdowsko-rozrywkowych i chociaż de facto to mój brat przypadkowo mnie
przed nimi wyoutował, to dużo łatwiej przyszło mi to, niż wyjście z
szafy wśród kolegów z nowej pracy, z którymi też zawiązałem fajne
relacje, a których znam ledwo parę miesięcy.
Z czego wynikają takie sprzeczne sytuacje? Szczerze? Nie mam pojęcia. Pewnie jaki psycholog, lub socjolog, który prowadził badania nad zjawiskiem coming-outu byłby to w stanie to jakoś wytłumaczyć, zwrócić uwagę na to od czego to zależy. Ja nie.
A może to po prostu kwestia znalezienia się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie z odpowiednimi ludźmi? Kto wie, mam nadzieję tylko, że na piknik pracowniczy już nie będę musiał wymyślać historii dlaczego nikogo nie przyprowadziłem jako osoby towarzyszącej.
Z czego wynikają takie sprzeczne sytuacje? Szczerze? Nie mam pojęcia. Pewnie jaki psycholog, lub socjolog, który prowadził badania nad zjawiskiem coming-outu byłby to w stanie to jakoś wytłumaczyć, zwrócić uwagę na to od czego to zależy. Ja nie.
A może to po prostu kwestia znalezienia się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie z odpowiednimi ludźmi? Kto wie, mam nadzieję tylko, że na piknik pracowniczy już nie będę musiał wymyślać historii dlaczego nikogo nie przyprowadziłem jako osoby towarzyszącej.
Synek, warty się zmieniają, nic nie jest wieczne, carpe diem więc i korzystaj, że dane jest spotkać na Twojej drodze życia kolejne osoby ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym z coming outem mnie przeraziłeś - to ja jestem daleko w tyle. UCZEN PRZERUS MISTŻA!