niedziela, 28 lipca 2013

Margarita, fajita, plaża, dzika plaża...

W Poznaniu żar leje się z nieba. Taka spiekota w mieście to piekło. W niedzielę wybraliśmy się z Tygrysem nad jezioro. Jedyne "oficjalne" kąpielisko było zapchane do ostatniego centymetra kwadratowego połową populacji miasta oczywiście, lecz znaleźliśmy szczęśliwie plażę bardziej dziką, jednak mniej tłoczną. I muszę powiedzieć, że trwająca moda na tatuaże mi bardzo odpowiada :> Ach, jak to dobrze posiedzieć ze swoim chłopakiem, powygrzewać się na słońcu, co jakiś czas szepcząc "Pssst... A może tego weźmiemy do domu?" na widok jakiegoś pomykającego do wody młodego byczka. A było ich sporo... Nie wiem nawet, co było wyżej dla mnie na liście atrakcji - cieplutkie jeziorko, czy półnadzy mężczyźni się w nim pluskający...

Także tego.

Pierwsza wypłata z nowej pracy wreszcie się pojawiła na koncie, tak że zgodnie z obietnicą złożoną jakiś czas temu zabrałem moje kochanie na romantyczną kolację; o dziwo, nie na kebab, ale do porządnego lokalu o tematyce meksykańskiej, z kelnerkami w czerwonych spódnicach, muzykami grającymi na żywo i Zorro w masce podającym desery. Byłoby jeszcze bardziej zajebiście, gdybym mógł go normalnie trzymać za rękę, a nie muskać tajniacko kolano pod stołem... Ale za to ta margarita... taka dobra w upalny dzień.

czwartek, 25 lipca 2013

Męskość, niemęskość i rodzinne coming-outy

BJ ostatnio wspomniał o sytuacji, w której ktoś ewidentnie dał mu do zrozumienia, że wie o jego orientacji, mimo że sam mu o niej nie mówił. Tak sobie myślę - czy to źle, jeśli seksualność jest, że tak powiem, oczywista? Ja trochę zazdroszczę tym tak zwanym "przegiętym", że nie wstydzą się tego, kim są i czują na tyle dobrze ze sobą samymi, że nie kryją tej kampowej części swoich osobowości. To trochę smutne, że niektórzy geje czują potrzebę ukrywania potencjalnie bardziej "niewieścich" zachowań i cech, lub piętnowania, kiedy inni w jakikolwiek sposób choć odrobinę odchylają się w stronę asocjowanych z homoseksualizmem stereotypów. Prawda jest taka, że pojęcia męskości i kobiecości są właśnie tym - pojęciami, abstraktami, konceptami. Nie istnieją odpowiadający im ludzie - tylko tacy, którzy trochę się zbliżają do jednego, lub drugiego końca spektrum.

To chyba taka klątwa homoseksualizmu - większość z nas pociąga męskość. A kto jest najlepszym wyznacznikiem męskości? Heteroseksualny mężczyzna. Problem w tym, że aby ten pociąg był odwzajemniony, ten mężczyzna technicznie nie może raczej być heteroseksualny. I w tym momencie nasze postrzeganie jego heteronormatywnej męskości drastycznie spada, gdzieś na poboczach świadomości pojawia się myśl, że to przecież przegięta ciota, która lubi łykać fiuta. Taka ukryta, homoseksualna homofobia.

Ja tam uważam się za męskiego faceta. Co więcej - lubię swoją męskość. Ale jednocześnie wiem, że nie jestem ideałem. Mam w sobie sporo cech, dostrzegam wiele zachowań i gestów, które raczej wrażenia męskich prawdopodobnie nie sprawiają. Ale to w porządku. Tyle lat zajęło mi zaakceptowanie siebie ze swoimi wadami - że mam za duży nos; że tłuszczyk mi zwisa z brzucha; że jestem elektronicznie, powiedzmy, nieszczególnie biegły; że jestem głośny i nieznośny; że robię wokół siebie dużo szumu. Nie mam zamiaru spalać się nad tym, że to, czy tamto może być przez kogoś, lub nawet przez mnie samego postrzegane jako wada.

Czasem trzeba do siebie podejść z dystansem, z poczuciem humoru. Takie podejście przydało mi się ostatnio, bo miejsce miało dość ważne wydarzenie. Otóż....

Powiedziałem Bratu, że jestem gejem.

Był na tyle uprzejmy, żeby udawać zdziwienie.

Nie na tyle, żeby udawać je dobrze.

- W sumie, to ostatnio nawet żartowałem sobie z Siostrą o tym, jak konkretnie głęboko jesteś w szafie.

Po uprzejmym i cierpliwym wyjaśnieniu, że nie, nie będę mu dawać porad modowych i nie, nie może teraz chodzić po mieście, śpiewając "Shitty, shitty fag, fag" z SouthParku, poszliśmy na Pacific Rim razem z Tygrysem. Było zajebiste. Obejrzyjcie sobie. Ale uwaga, bo jeśli traficie na kiepskiego operatora w kinie, to w 3D może być trochę ciemno. Ale te roboty... i te potwory... i te mięśnie brzucha Charliego Hunnama... o czym to ja pisałem?

środa, 17 lipca 2013

Kłopoty w raju?

Jejku, jak ja dawno nic tutaj nie napisałem (oprócz tych postów, w których piszę "ale dawno nic nie pisałem"). Trzeba by nadrobić trochę, a kilka okazji się ostatnio nadarzyło. Ale po kolei. Na początek - w związku Misia z Tygryskiem nastąpił moment przełomowy, etap, który każda relacja musi przejść i który jest uniwersalny we wszelkich związkach romantycznych: