środa, 17 lipca 2013

Kłopoty w raju?

Jejku, jak ja dawno nic tutaj nie napisałem (oprócz tych postów, w których piszę "ale dawno nic nie pisałem"). Trzeba by nadrobić trochę, a kilka okazji się ostatnio nadarzyło. Ale po kolei. Na początek - w związku Misia z Tygryskiem nastąpił moment przełomowy, etap, który każda relacja musi przejść i który jest uniwersalny we wszelkich związkach romantycznych:

Pierwsza kłótnia.

Oczywiście poszło o nic. Dosłownie - o nic. Ja miałem zły dzień, Tygrys miał zły dzień, jedno nieporozumienie doprowadziło do drugiego, niedopowiedzenie do trzeciego i tak dalej, i tym podobne. Nie powiem, że którykolwiek z nas był bez winy, ani że którykolwiek z nas dwóch nie miał prawa zareagować, jak zareagował. Obaj mieliśmy rację i żaden z nas jej nie miał. Ważne jest, że konflikt został rozwiązany i zgoda osiągnięta, mimo pół dnia wzajemnego naburmuszenia.

- A lubisz mnie jeszcze?
- Pewnie. Co nie zmienia faktu, że jestem na Ciebie wkurwiony.
- To co, seks na zgodę?
- No raczej.

Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o relacje, ale myślę, że to zdrowe, raz na jakiś czas mieć taką sprzeczkę. Nie, żeby jej aktywnie szukać, ale gdybyśmy się nie sprzeczali, to byłbym poważnie zaniepokojony. To po prostu ludzka natura, nasza niedoskonałość, zapisana w samej istocie życia i świata (tak filozoficznie się zrobiło nagle).

W ogóle widzę tutaj cudowny paradoks. Łatwo jest uniknąć konfliktu, jeśli obie osoby pozostają nieszczere. Nigdy nie powiesz czegoś, co druga osoba odbierze jako atak, co go zasmuci, lub obrazi. Kompletna szczerość z kolei osiągnie efekt dokładnie odwrotny. Czasem po prostu nasze myśli powinny pozostać w naszych głowach i nie ma się nimi co dzielić z otoczeniem, nawet z tą najbliższą, najbardziej intymnie znajomą osobą. Jednocześnie brak szczerości prowadzi do braku zaufania, a duszenie w sobie frustracji i niezadowolenia skończy się ich niekontrolowanym wybuchem. Więc należy tę szczerość dawkować, żeby nie dopuścić do katastrofy jak ta w Fukushimie, prawda?

Nieprawda. Co to w ogóle za bzdura, czemu tak bardzo chcemy uniknąć kłótni i konfliktów? Żeby nie skrzywdzić bliskiej osoby? Żeby nie skrzywdzić siebie? Pewnie, ale znowu - czy nie odkładamy tylko tej krzywdy w czasie, dodając do niej pogardę i frustrację?

Tak naprawdę nie ma dobrego sposobu. Z problemami w związku jest tak, jak z każdymi innymi - nie jesteśmy w stanie ich przewidzieć, nie jesteśmy w stanie im zapobiec. Jeśli mają przyjść, to przyjdą. Sedno nie tkwi nawet w tym, jak je rozwiązujemy, ale w tym, czy pamiętamy, że na nich się świat nie kończy. Kłótnie i sprzeczki to tylko sytuacje i okoliczności, w jakich się znaleźliśmy. Nie zmieniają prawdy, która tkwi w nas głęboko; o tym, kim jesteśmy i o tym, co czujemy. Nawet jeśli Tygrys mnie czymś wkurwi, albo ja jego, jeśli w czymś się nie zgadzamy, albo jakoś nadepniemy sobie nawzajem na odcisk, to nadal darzymy się uczuciem, którego to nie zmieni.

Plus, seks na zgodę jest naprawdę zajebisty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz