niedziela, 17 marca 2013

Dakann sprzymierzeńcem?

Nudząc się ostatnio (no bo co niby mam robić, pracy szukać? Kwalifikacje podnosić? Pfff!) i bez większego entuzjazmu zgłębiając odmęty jutóba, natrafiłem na najnowszy odcinek „Piątek: The Series”. I... może po prostu wrzucę linka, żebyście sobie sami obejrzeli.



Nie jestem pewien, czy wypowiedzi Dakanna o tym, że nie obchodzi go co kto robi w łóżku, wynikają z tolerancji i poparcia dla ruchu gejowskiego, czy z jego ogólnego imidżu kogoś, kto generalnie ma wszystko w dupie, a twoja orientacja seksualna jest tylko kolejną pozycją na liście rzeczy, na które ma wyjebane. Jest, czy nie jest sprzymierzeńcem osób LGBT – to fajnie usłyszeć takie zdrowe, otwarte poglądy w świecie, gdzie tyle osób za cel życia obiera sobie stłamszenie i zniszczenie homoseksualistów tylko dlatego, że ośmielają się istnieć i chodzić po tej samej ziemi, co oni. Taka miła odmiana.

Ciekawe co Szósty na to powie. To trochę ironia losu, że to on mnie po raz pierwszy zapoznał z „Piątkiem”.

czwartek, 14 marca 2013

Nowy sezon... cz. 2

W poprzednim odcinku: Ogarnij Się został wystawiony przez kolesia o ślicznym uśmiechu po raz trzeci z rzędu. Gdy nieporozumienie z GejMamą doprowadziło go na skraj desperacji, padły słowa, których może żałować do końca życia. Czy pchnięty na drogę żalu i zgorzknienia stanie się zimnym, bezwzględnym draniem, czy też dostrzeże w porę destrukcję, do której ta ścieżka prowadzi?

środa, 13 marca 2013

Nowy sezon... cz. 1

Wczorajszy wieczór był... dziwny. Tak niewiele się w jego trakcie właściwie zdarzyło, a potencjalnie tak ogromne konsekwencje może mieć na... cóż, na mnie.

Kiedyś z Czerwoną mieliśmy taką konwersację – właściwie, to swoistego rodzaju „grę” można by nawet rzec - w której porównaliśmy życie do serialu. Nawet nie do jakiegoś fajnego serialu, ale raczej do taniej opery mydlanej. Dzieliliśmy lata na sezony, odnajdywaliśmy podwójne, pełne napięcia odcinki i wypełniacze miejsca. Identyfikowaliśmy głównych bohaterów w danym sezonie, wątki przewodnie, intrygi i fabuły. Z zadziwiającą dokładnością oddawaliśmy rzeczywistość za pomocą tej analogii.

Wczorajszy wieczór był w moim serialu przełomem sezonów. Jeszcze nie zdecydowałem, czy był początkiem nowej opowieści, otwarciem wątków nowej fabuły i zapowiedzią zmiany kierunku, jaki obrał zespół kreatywny, czy też cliffhangerem na koniec sezonu, trzymającym w napięciu niepewnością jak to bohater wybrnie z sytuacji, w której się znalazł – czy stoczy się w przepaść, czy wzniesie na wyżyny; zatraci wszystko, czym do tej pory był, czy umocni się w swoich przekonaniach i z nową siłą ruszy naprzód. Jedno, co wiem, to że „People love drama”, a cioto-drama jest szczególnie przecież dramatyczna.

Zaczęło się od randki, której nie było, z kolesiem o ślicznym uśmiechu.

poniedziałek, 11 marca 2013

Veisalgia

Kac jest zjawiskiem, które stanowi kolejny dowód na prawdziwość mojej teorii, że jeśli jakiś bóg istnieje, to jest istotą złośliwą i okrutną.

A najgorszą częścią kaca jest to, że nic się nie da z nim zrobić. I nie mam na myśli kefirów, jajek, klina, czy tego typu rzeczy, które nawet mogą pomóc powierzchownym objawom, ale to uczucie powolnego umierania gdzieś w środku, które nie znika cały dzień, choćby się nie wiem co robiło.

W ogóle kac ma to do siebie, że adaptuje swoje objawy do remediów, jakie usiłuje się przeciw niemu zastosować i jest w tym skuteczniejszy od wirusa grypy, który na nowe szczepionki odporność potrafi wyrobić w półtora roku. Kacowi zajmuje to półtora minuty.

Leżysz na plecach i czujesz, że świat wiruje jak śmigło helikoptera, więc obracasz się na bok. Leżąc na boku czujesz, jak ci się wszystko w żołądku przewraca i w ogóle jest nierówno i nieprzyjemnie i krzywo tak jakoś, więc się obracasz na brzuch. Jak leżysz na brzuchu, to uciskasz sobie wszystkie organa wewnętrzne, więc się obracasz na plecy, gdzie już na ciebie czeka kolega helikopter.

Postanawiasz więc więcej nie leżeć w wyrku i siadasz sobie na fotelu. I siedzisz na tym fotelu i się nie ruszasz, ale zaczyna ci się nudzić, więc siadasz do kompa. Jak tak sobie siedzisz, to zaczynają cię plecy boleć, więc wstajesz, a że wstajesz za szybko, to tracisz równowagę i klapiesz na tyłek z powrotem na fotel.

Postanawiasz, że musisz czymś wypełnić żołądek, bo przecież tak nie można bez niczego pół dnia ciągnąć. Czujesz się głodny, ale jednocześnie jest ci tak niedobrze, że gdybyś próbował coś zjeść, to od razu to zwrócisz. Boli cię głowa i wiesz, że to czas na kawę, ale wiesz również, że kawa odwodni cię z tych resztek wilgoci, których nie wypłukał wczoraj alkohol. Więc robisz sobie herbatkę owocową i odstawiasz, żeby ostygła, bo od gorącego wiesz, że ci będzie niedobrze. I tak sobie stygnie i stygnie, aż całkiem wystyga, a wtedy nie możesz jej wypić, bo zimna jest obrzydliwa.

I pomimo tego, że nie masz nawet ochoty na zimną herbatkę, to robi ci się tak ogólnie gorąco, pocisz się i duszno tak jakoś nagle. Otwierasz więc okna na szeroko, w nadziei że zimny powiew cię ochłodzi i orzeźwi. Może tego cholernego kaca nawet złagodzi. Ale wkrótce robi ci się po prostu mroźno, zaczynają brać cię dreszcze, a palce u stóp marzną boleśnie. Więc zamykasz okno i w tej chwili zaczynasz czuć na ubraniu zapach papierosa, który ktoś inny palił wczoraj wieczorem w sąsiednim pokoju. Zapach tych około trzech cząsteczek tytoniu na twoim rękawie jest nie do zniesienia, a ponadto zaczynają chemicznie śmierdzieć stare waciki gdzieś na dnie kosza. Te, których normalnie nawet byś nie zauważył. Nie otworzysz okna, żeby wywietrzyć, bo znów ci będzie zimno, zapalasz więc świeczkę zapachową, którą normalnie czuć nawet kiedy jest zgaszona, a tym razem nie daje nic. Absolutnie nic. Wsadzasz nos w płomień i nadal czujesz te trzy cząsteczki nikotyny i pojedynczy wacik na dnie worka, który zawiązałeś i wywaliłeś za drzwi.

Zrezygnowany, zmęczony tą ciągłą i bezowocną ucieczką, kładziesz się z powrotem do łóżka, zrezygnowany, bezsilny, bez woli dalszej walki. Siema, helikopter.

Niebieski mi napisał "Za dużo pijesz". Możliwe. Dlatego nigdy już więcej w życiu nie tknę alkoholu. Obiecuję. Zaklinam się i daję słowo.

Tak, jak za każdym razem, jak mam kaca.

Do następnego ;)

poniedziałek, 4 marca 2013

Przykro

Najpierw miało być na śmiesznie, o rozmowie dwóch świeżych studentek, podsłuchanej w autobusie. Potem miało być śmiesznie-smutno, o dziwacznych facetach, zagadujących na portalach. Ale ostatecznie będzie tylko smutno.

Każdy z nas widzi chyba co jakiś czas wypowiedzi takie, jak Lecha Wałęsy; komentarze krytykujące Władysława Kowalskiego i jego syna za to, że nie żyją w strachu; artykuły dowodzące, jaki to homoseksualizm jest obrzydliwy, zboczony i nienaturalny. A mnie już na to brakuje siły.

Z niemal pół tysiąca moich znajomych na facebooku, największą grupę stanowią radykalni chrześcijanie. I nie mam na myśli „moherowych beretów” - te są nieszkodliwe w porównaniu z ludźmi, wśród których się obracałem przez większość mojego dorosłego życia. Ci ludzie wiele mi dali i bardzo mi pomogli w czasie, kiedy pomocy potrzebowałem. Dlatego tak bardzo mnie boli, kiedy pierwszą rzeczą, jaką wita mnie każdy, KAŻDY kolejny dzień, jest jakiś kolejny homofobiczny komentarz, link do strony ostrzegającej przed gejowską propagandą, filmik o eks-geju, który definitywnie zmienił swoją orientację przez post i modlitwę, a w którym nikt zdaje się nie zauważać satynowych fatałaszków, w które jest odziany. Tak, chłopie. Zdecydowanie wyglądasz na heteryka.

Miałem napisać coś konstruktywnego, dojść do jakiś głębokich wniosków o ludzkiej naturze i zakończyć tekst promykiem nadziei, że może kiedyś nastanie czas, kiedy nie będziemy ze wszystkich stron bombardowani tym, jakimi to jesteśmy podludźmi, niegodnymi szczęścia i powinniśmy się wszyscy leczyć, albo jeszcze lepiej – pójść prosto do gazu, bo wtedy nikt się nie będzie musiał nami przejmować. Ale Szósty dzisiaj na siłce jebnął takim tekstem, że straciłem na to ochotę. Tak więc dzisiaj jest po prostu smutno, bezsilnie, w pewnym stopniu bezcelowo. Nie będzie mądrych wniosków. Tylko taki, że strasznie mi przykro.

niedziela, 3 marca 2013

Tysiąc

Dzisiaj mym pięknym oczom ukazał się ten oto widok:

Tak więc celebrując zbliżające się tysięczne wyświetlenie, którego sprawcą być może jesteś właśnie ty, drogi czytelniku (chyba, że jesteś botem gógla; co jest nie tylko niewykluczone, ale wręcz wielce prawdopodobne >.< ), pragnę ogłosić podjętą przeze mnie przed chwilą decyzję: przeprowadzam się do Nebraski. W trybie natychmiastowym. No, może nie natychmiastowym, ale jak tylko znajdę chusteczki i wytrę sobie... brodę.




Gimnastyka sportowa nigdy mnie szczególnie nie interesowała, a fenomen Harlem Shake'u osiągnął już taki stopień przesycenia, że strach lodówkę otworzyć, ale... kurde... ci kolesie...