niedziela, 28 lipca 2013

Margarita, fajita, plaża, dzika plaża...

W Poznaniu żar leje się z nieba. Taka spiekota w mieście to piekło. W niedzielę wybraliśmy się z Tygrysem nad jezioro. Jedyne "oficjalne" kąpielisko było zapchane do ostatniego centymetra kwadratowego połową populacji miasta oczywiście, lecz znaleźliśmy szczęśliwie plażę bardziej dziką, jednak mniej tłoczną. I muszę powiedzieć, że trwająca moda na tatuaże mi bardzo odpowiada :> Ach, jak to dobrze posiedzieć ze swoim chłopakiem, powygrzewać się na słońcu, co jakiś czas szepcząc "Pssst... A może tego weźmiemy do domu?" na widok jakiegoś pomykającego do wody młodego byczka. A było ich sporo... Nie wiem nawet, co było wyżej dla mnie na liście atrakcji - cieplutkie jeziorko, czy półnadzy mężczyźni się w nim pluskający...

Także tego.

Pierwsza wypłata z nowej pracy wreszcie się pojawiła na koncie, tak że zgodnie z obietnicą złożoną jakiś czas temu zabrałem moje kochanie na romantyczną kolację; o dziwo, nie na kebab, ale do porządnego lokalu o tematyce meksykańskiej, z kelnerkami w czerwonych spódnicach, muzykami grającymi na żywo i Zorro w masce podającym desery. Byłoby jeszcze bardziej zajebiście, gdybym mógł go normalnie trzymać za rękę, a nie muskać tajniacko kolano pod stołem... Ale za to ta margarita... taka dobra w upalny dzień.

2 komentarze:

  1. Moja ulubiona poznanska knajpa z meksykanskim zarciem, jak w Wawie zamowilem margarite to mi jakis zal podali ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo w sumie ta w Pozku to nie do końca jest prawdziwa margarita... taka wariacja na temat bardziej, co nie zmienia faktu, że przepyszna! :)

      Usuń