poniedziałek, 11 marca 2013

Veisalgia

Kac jest zjawiskiem, które stanowi kolejny dowód na prawdziwość mojej teorii, że jeśli jakiś bóg istnieje, to jest istotą złośliwą i okrutną.

A najgorszą częścią kaca jest to, że nic się nie da z nim zrobić. I nie mam na myśli kefirów, jajek, klina, czy tego typu rzeczy, które nawet mogą pomóc powierzchownym objawom, ale to uczucie powolnego umierania gdzieś w środku, które nie znika cały dzień, choćby się nie wiem co robiło.

W ogóle kac ma to do siebie, że adaptuje swoje objawy do remediów, jakie usiłuje się przeciw niemu zastosować i jest w tym skuteczniejszy od wirusa grypy, który na nowe szczepionki odporność potrafi wyrobić w półtora roku. Kacowi zajmuje to półtora minuty.

Leżysz na plecach i czujesz, że świat wiruje jak śmigło helikoptera, więc obracasz się na bok. Leżąc na boku czujesz, jak ci się wszystko w żołądku przewraca i w ogóle jest nierówno i nieprzyjemnie i krzywo tak jakoś, więc się obracasz na brzuch. Jak leżysz na brzuchu, to uciskasz sobie wszystkie organa wewnętrzne, więc się obracasz na plecy, gdzie już na ciebie czeka kolega helikopter.

Postanawiasz więc więcej nie leżeć w wyrku i siadasz sobie na fotelu. I siedzisz na tym fotelu i się nie ruszasz, ale zaczyna ci się nudzić, więc siadasz do kompa. Jak tak sobie siedzisz, to zaczynają cię plecy boleć, więc wstajesz, a że wstajesz za szybko, to tracisz równowagę i klapiesz na tyłek z powrotem na fotel.

Postanawiasz, że musisz czymś wypełnić żołądek, bo przecież tak nie można bez niczego pół dnia ciągnąć. Czujesz się głodny, ale jednocześnie jest ci tak niedobrze, że gdybyś próbował coś zjeść, to od razu to zwrócisz. Boli cię głowa i wiesz, że to czas na kawę, ale wiesz również, że kawa odwodni cię z tych resztek wilgoci, których nie wypłukał wczoraj alkohol. Więc robisz sobie herbatkę owocową i odstawiasz, żeby ostygła, bo od gorącego wiesz, że ci będzie niedobrze. I tak sobie stygnie i stygnie, aż całkiem wystyga, a wtedy nie możesz jej wypić, bo zimna jest obrzydliwa.

I pomimo tego, że nie masz nawet ochoty na zimną herbatkę, to robi ci się tak ogólnie gorąco, pocisz się i duszno tak jakoś nagle. Otwierasz więc okna na szeroko, w nadziei że zimny powiew cię ochłodzi i orzeźwi. Może tego cholernego kaca nawet złagodzi. Ale wkrótce robi ci się po prostu mroźno, zaczynają brać cię dreszcze, a palce u stóp marzną boleśnie. Więc zamykasz okno i w tej chwili zaczynasz czuć na ubraniu zapach papierosa, który ktoś inny palił wczoraj wieczorem w sąsiednim pokoju. Zapach tych około trzech cząsteczek tytoniu na twoim rękawie jest nie do zniesienia, a ponadto zaczynają chemicznie śmierdzieć stare waciki gdzieś na dnie kosza. Te, których normalnie nawet byś nie zauważył. Nie otworzysz okna, żeby wywietrzyć, bo znów ci będzie zimno, zapalasz więc świeczkę zapachową, którą normalnie czuć nawet kiedy jest zgaszona, a tym razem nie daje nic. Absolutnie nic. Wsadzasz nos w płomień i nadal czujesz te trzy cząsteczki nikotyny i pojedynczy wacik na dnie worka, który zawiązałeś i wywaliłeś za drzwi.

Zrezygnowany, zmęczony tą ciągłą i bezowocną ucieczką, kładziesz się z powrotem do łóżka, zrezygnowany, bezsilny, bez woli dalszej walki. Siema, helikopter.

Niebieski mi napisał "Za dużo pijesz". Możliwe. Dlatego nigdy już więcej w życiu nie tknę alkoholu. Obiecuję. Zaklinam się i daję słowo.

Tak, jak za każdym razem, jak mam kaca.

Do następnego ;)

4 komentarze:

  1. haha, ja też zawsze zaklinam się, że nigdy więcej nie tknę alkoholu, a potem wychodzi jak wychodzi i znowu helikopter, którego nienawidzę xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja tknąłem już wczoraj, ale o tym w nowym poście będzie xP

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. To był spontan taki, więc nie miałem czasu się zaopatrzyć :(

      Usuń