sobota, 9 lutego 2013

Gonitwa, gonitwa

Napisanie nowej notki odkładałem tak naprawdę od czasu skończenia poprzedniej. Uświadomiwszy sobie jak bardzo była emo-jęcząca, niejasna i zapewne głęboko konfundująca, postanowiłem poczekać, aż wszystko się wyjaśni i przedstawić sytuację zawodowo-uczelniano-sercową jak już sam będę wiedział jak właściwie wygląda.

I jebs! Przeleciały sobie ponad dwa tygodnie, a stan mojego życia nadal niejasny jak piosenki Marcina Rozynka . Sytuacja zawodowa nadal jest niepewna. Sytuacja uczelniana nadal jest niepewna. Sytuacja sercowa... No, przynajmniej ta się rozjaśniła już raczej definitywnie, w dodatku zaledwie kilka godzin temu.

Napisał więc do mnie koleś – inteligentny, przystojny, ciekawy, oryginalny. Umówiliśmy się na randkę. Przedtem jednak poprosił mnie o ustalenie jednej zasady (cytuję): „że jak nie będzie nam coś pasowało i nie będziemy chcieli się spotkać, to powiemy to od razu, ok? Bo nie lubię sytuacji, że na spotkaniu jest ok, a później ktoś się nie odzywa, wolę jasne sytuacje". Powiedziałem – wporzo! Na taką zasadę mogę się zgodzić, ma to sens! Bez zbędnych, niepotrzebnych nadziei, niepewności i nieszczerości. Powiedziałbym, że tak wręcz powinno być przy każdej znajomości!

Nastąpiła zatem pierwsza randka – fantastyczna! Gadaliśmy kilka godzin o gotowaniu, filmach, muzyce, hipsterach, i innych pierdołach. Jedyną jego wadą zdawało się to, że mamy tak samo na imię i nasze dzieci (jak już założymy rodzinę i będziemy mieszkać razem w domku nad jeziorem) będą musiały się do nas zwracać dziwnymi przezwiskami, żeby było wiadomo o którego „Tatę” im chodzi.

Niestety, po pierwszej nastąpiła druga randka – dokładna jej odwrotność. Nudna, niezręczna, irytująca, upływająca pod znakiem „Nieeee wieeeeem... Ty coś zapropooonuuuj...”. W pewnym momencie stwierdził nawet, że najbardziej to ma ochotę wrócić do domu i się położyć spać (w sensie, samemu, żeby było jasne). Nadal w atmosferze niezręczności i mocno wkurwiającej, zimnej mżawki poszliśmy na zakupy do Biedronki (sic!), po czym w milczeniu wróciliśmy tramwajem do poszczególnych miejsc zamieszkania.

Postanowiłem poczekać. Zobaczyć co zrobi, dać mu szansę się wykazać. Po kilku dniach takiego czekania i braku jakiegokolwiek odzewu już byłem na pana „dajmy sobie znać od razu, jeśli coś będzie nie tak” mocno wkurwiony. GejMama powiedział, że drugie randki już takie są, że mam się nie przejmować, umówić się na trzecią. Skomentowałem więc kolesiowi nowe zdjęcie, że fajne, że przystojnie na nim wygląda i w ogóle. Podziękował. Tyle. Żadnego „a tak przy okazji, może się spotkamy, spróbuję zrekompensować ci ten ostatni raz i to, że byłem myślami gdzie indziej”, żadnego „przepraszam, byłem zajęty, choć chciałem się z tobą skontaktować”, ani nawet „sorry, to nie zadziała, dajmy sobie spokój”. Nic, kurwa! Ten sam koleś, który takie kontrakty mi przed randką spisywał!

W końcu, pouczony znowuż przez GejMamę, że „trzeba trochę pogonić króliczka”, spytałem prosto z mostu – co robisz dzisiaj wieczorem? ”No, w sumie to idę do kina ze znajomymi... Chyba że to będzie jutro, ale jeszcze nie wiem... Chociaż jutro jestem u rodziny na kolacji... I w ogóle... No...” Noż kurwa mać!

Umówiliśmy się wreszcie na spacer. Myślę sobie – będzie można pogadać swobodnie, ustalić dokąd właściwie z tym wszystkim zmierzamy i o co w ogóle chodzi. No i dostaję dziś smsa „Odsypiam tydzień pracy, nie za bardzo mam ochotę się spotykać”. Chuj, miarka się przebrała.

Tak, trzeba czasem pogonić króliczka, trzeba się zaangażować, trzeba pozdobywać, postarać się, napocić. Ale jeśli te wysiłki są jednostronne, jeśli druga osoba tylko sobie czeka, siedzi i obserwuje odstawiany taniec godowy, to jaki to ma sens? Jak to wróży, jeśli jedna osoba wkłada w znajomość pewien wysiłek, a druga jest totalnie oderwana?

Ja też chcę, żeby mnie ktoś czasem pogonił, pozdobywał, się napocił szukając moich względów. Postawił drinka, zaprosił na kawę, spojrzał głęboko w oczy. Nie mam nic przeciwko gonieniu tego króliczka, jeśli sam od czas do czasu nim będę. Ale koniec końców szukam faceta, nie pierdolonego gryzonia. Bo to już zoofilia.

Tak więc konkludując, trzeciej randki raczej nie będzie, a plany na Walentynki właśnie mi się zwolniły. Przynajmniej w tej jednej sferze życia mam jako-taką jasność.

8 komentarzy:

  1. Masz rację, ile razy można pierwszemu wykazywać inicjatywę, czasami piłeczkę druga strona musi odbić i pokazać, że ją też stać na zaproponowanie czegoś, na minimalny wysiłek. A w Twoim przypadku, to koleś nie jest już chyba zainteresowany znajomością, więc rzeczywiście lepiej olać go, bo to nie ma sensu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olałem. Chociaż było trochę szkoda, bo naprawdę fajny się wydawał... Ale szukamy dalej :P

      Usuń
  2. Tej, nie zwalaj Synek wszystkiego na mnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nic na ciebie nie zwalam, przecież ustaliliśmy, że nasza znajomość jest tylko przyjacielska!

      Usuń
    2. taki głupi to ja już nie jestem :D

      Usuń
    3. może głupi, ale taki to już nie!

      Usuń
  3. przynajmniej wiesz na czym stoisz. Olej kolesia i szukaj nowego. Lub daj się znaleźć:)

    OdpowiedzUsuń