piątek, 11 stycznia 2013

Trochę zbyt osobiście

Notka miała być narzekaniem na brak czasu, na własne lenistwo, na zimowy marazm. Wyszło... coś innego. Coś o wiele za bardzo osobistego i smutnego. Na tyle, że zastanawiałem się, czy w ogóle umieszczać to tak na widoku. I mimo wszystko to zrobię, bo to część mnie i powód, dla którego w ogóle ta strona istnieje.

Tak więc nie ma, że nie ostrzegałem. Reszta w rozwinięciu.



Ciekawe, że od kiedy jestem bezrobotny i praca nie zabiera mi ośmiu godzin z życia dziennie, to nagle na wszystko mam za mało czasu. Obowiązki i zaplanowane sprawy piętrzą się jedna na drugiej, w terminarzu brakuje miejsca żeby to wszystko zapisać, a nocy nie starcza na sen, mimo że przesilenie zimowe ledwo za nami. Może mieć to związek z tym, że większość życia przepieprzam na fejsbóka i pochodne? I to, że wspomniane pozycje w terminarzu po prostu przepisuję z jednego dnia na kolejny. I kolejny. I kolejny...

Ogarnięcie się w tej chwili nie jest dla mnie łatwe. Miesiąc bez pracy przeleciał jak tydzień. Na początku mówiłem sobie – trochę odpocznę, zrobię sobie takie wakacje, w przyszłym tygodniu zacznę czegoś szukać. Po Świętach. W nowym roku. W poniedziałek. W kolejny poniedziałek. We wtorek. Środę. Czwartek. Jutro. Jak wstanę. Za godzinę. Za pół godziny. Już zaraz, tylko jeszcze muszę coś skończyć.

Siedzę przed tym pieprzonym listem motywacyjnym po angielsku piąty dzień. Wiem dokładnie jak ma wyglądać, co w nim ująć, jak go napisać. Ale patrzę się tylko w jebany ekran komputera, trzymam ręce na klawiaturze i nic. Pierdolone nic.

GajMama napisał, że się o mnie boi. Słodziak. Zbagatelizowałem to i zmieniłem temat, co nie zmienia faktu, że sam też się o siebie boję. Bo ostatnim razem tak to się właśnie zaczęło; zimą, niedługo przed Bożym Narodzeniem. Puff! Półtora roku gdzieś znikło. Uciekło. Wyparowało, jakby nigdy go nie było. Jakbym wsiadł do wehikułu czasu i przeniósł się nagle półtora roku w przyszłość. Bez studiów, bez pieniędzy, bez planu co dalej.

Boję się depresji.

Nie po to tak walczyłem, chwytałem się pazurami jakiegokolwiek oparcia, wyłem z bólu; bólu, który nawet fizycznie nie istniał...

Wymaganie od człowieka z depresją, żeby odczuwał jakiekolwiek emocje poza rozpaczą, to jak kazać paralitykowi robić pajacyki. A jednak się zmuszałem, dzień w dzień, płakałem przez uśmiech i śmiałem się przez łzy. Rozmawiałem z ludźmi, których nie chciałem widzieć o rzeczach, o których nie chciałem rozmawiać. Z tymi kochanymi ludźmi. Dzień w dzień, noc w noc. Nie mając nawet nadziei na poprawę, bo nadzieja, razem ze wszystkimi innymi pozytywnymi myślami, została wykreślona z mózgu jako jakakolwiek dostępna opcja. I tak od nowa, i tak znów. Aż nie puściło.

Puściło.

I nie chcę tam wracać. Boję się tam wracać. Wisi to nade mną niczym... coś wiszącego złowrogo, nie wiem, skończyły mi się porównania.

Cholera jasna.

Dlatego trzeba się ogarnąć. Dlatego się ogarniam. Bo drugi raz mogę już z tej wielkiej, czarnej nory się nie wygrzebać.

Także ten... Skończyłem ten cholerny list motywacyjny. Zawsze coś. Krok do przodu.


7 komentarzy:

  1. troszkę Cię rozumiem, ja próbuję się tak ogarnąć z napisaniem pracy na studia, ciągle przekładam to na kolejny dzień, bo nie mam ochoty się za to wziąć... no ale skoro Ty zrobiłeś krok do przodu, to ja też chcę, zaraz siadam do tej durnej pracy na studia :P a Ty się nie dawaj dołom, depresjom, życie jest za krótkie na takie rzeczy... a co do pisania takich rzeczy na blogu, ja jestem za, mam właśnie po to bloga by się wygadać, choć też czasem zastanawiam się czy powinienem coś opublikować, nie miałem takiego problemu jak pisałem gdzieś tam w ukryciu ;) no ale jakby nie było, jak inni czytają, coś napiszą, to w życiu jakoś raźniej, przynajmniej mi ;) yyy, rozpisałem się, w każdym razie trzymam kciuki by w końcu praca się znalazła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak czytam posta, to jak, bym, widział siebie.
    Każdy dzień to walka z samym sobą.
    A najważniejsze to, tę walkę przezwyciężać
    Życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu weź się ogarnij i tyle ;)

    OdpowiedzUsuń