wtorek, 22 stycznia 2013

Dzień Dobry. Ja bym się chciał reaktywować!

„Dzień Dobry. Ja bym się chciał reaktywować!” Tak właśnie powiedziałem prosto z mostu, wchodząc do Dziekanatu mojego dawnego wydziału, na co młoda pani za biurkiem spojrzała na mnie wielkimi, pełnymi przerażenia oczami. Musiała zacząć tam pracować w ciągu tych ostatnich dwóch lat, kiedy mnie nie było, bo jej kompletnie nie kojarzyłem. I chyba mam rację, bo tylko z przestrachem spojrzała na siedzącą obok, starą, dobrą panią Grażynkę, która od razu wiedziała co robić. Zaliczony piąty rok, to trzeba tylko skończyć magisterkę, ustalić termin obrony i napisać wtedy podanie. Żadnych różnic programowych (Yes! Yes! Yes!). To plus.

Sprawa się trochę skomplikowała, kiedy nie wprost dałem do zrozumienia, że nie obraziłbym się, gdyby dało się zmienić promotora. Nie wspomniałem oczywiście o tym, że nie tylko mój dawny promotor i opiekun mieli mnie głęboko w dupie, ale i okres mojej interakcji z nimi przypadał akurat na najcięższy czas mojej depresji i za chuja nie mam zamiaru kiedykolwiek przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu, a co dopiero spędzać w pobliżu któregoś z nich 5-6 godzin dziennie przez następne pół roku, bo tak wygląda robienie magisterki na moim kierunku. Tak, czy inaczej – jeśli chciałbym zmienić promotora, to musiałbym przedstawić moją sprawę bezpośrednio panu dziekanowi. O, tam idzie pan dziekan, proszę z nim porozmawiać! Na to moim oczom ukazała się grupka trzech profesorów, których nazwisk już od dawna nie pamiętam, mimo że z każdym miałem swojego czasu jakieś zajęcia, zmierzających szybkim krokiem do wyjścia. Moje wnętrzności skręciła natomiast narastająca panika, wynikła z dwóch myśli, które mnie w tym momencie naszły. Po pierwsze – który jest teraz, do cholery, dziekanem? Trochę wstyd pytać, bo to mimo wszystko szef wszystkich szefów, jeśli chodzi o wydział, który niby skończyłem. Drugą natomiast, równie przerażającą myślą, było – mam na sobie fioletową bluzę z kapturem i koszulkę z czaszką. Mam rozmawiać z dziekanem, mającym zadecydować moje być-albo-nie-być, ubrany W TEN SPOSÓB! Nie ma mowy! To wie pani co, pan dziekan wygląda na zajętego, to ja może jutro przyjdę? Wporządkuświetniedowidzenia! I czmychnąłem stamtąd ile sił w nogach, po drodze upewniając się, że biorę inne schody, niż trójka potencjalnych panów profesorów dziekanów. Wrócę jutro, ubrany bardziej... neutralnie. Tak, to jedyny powód, dla którego dzisiaj tego nie załatwiłem, tylko bóg mnie może sądzić, weź się odwal, sam się boisz!

Uff... Wygląda na to, że może, jeśli tego nie zjebię, to będę miał magistra. Trzeba tylko oddychać głęboko i nie panikować. Tak.

A z wiadomości bezapelacyjnie pozytywnych – mój laptop wrócił z naprawy, hurra! hurra! hurra! No, to niech się najróżniejsze fellello szykują, bo wyruszam na łowy! Jak tylko przejrzę aktualne grupy badawcze na wydziale i wybiorę sobie jakiegoś nowego promotora. I sprawdzę kto, do ciemnej dżumy, jest moim dziekanem!

6 komentarzy:

  1. ja tam do końca studiów nie wiedziałem kto jest dziekanem... nawet kiedyś mnie zapytała o to matka jednego z moich ex, wtedy myślałem, że pewna kobieta jest dziekanem, więc tak tej matce odpowiedziałem... potem ona powiedziała mojemu ex, że oszukuję go w sprawie tego co studiuję, bo na moim wydziale facet jest dziekanem, a nie kobieta... :D czyli może lepiej znać nazwisko swego dziekana, bo jeszcze zarzucą Ci, że nie studiujesz tam, gdzie studiujesz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Loool, nie ma to jak nadopiekuńcze matki! xD
      Ale już się dowiedziałem i z tego, co pamiętam, to bardzo spoko facet. Zobaczymy jutro, czy przez te dwa lata się nie zmienił i nadal jest taki spoko, żeby mi problemów nie robił ;)

      Usuń
  2. Pamietaj, ubierz garnitur z bierzmowania na jutro!

    OdpowiedzUsuń